Miała być domówka w stylu
europejskim z sałatkami, innym dobrym jedzeniem, przyjemną atmosferą a była
ghańska awaria samochodu. W drodze do Akry na przyjęcie urodzinowe nagle na
środku drogi stanęła i się unieruchomiła mała kia (o jak ja tęsknię za
żółtkiem!). Co prawda wcześniej migały jakieś kontroli (teraz już wiem, że to
kontrola wtrysku i to coś poważnego i że nie powinniśmy wybierać się do Akry z
nią razem), ale je skutecznie zignorowałam. Więc jak nam auto stanęło gdzieś
przed samą Akrą (a myśleliśmy, że już jest dobrze, bo wcześniej trochę
pobłądziliśmy i zdąrzyliśmy się pokłócić bo John jak typowy mężczyzna o drogę
się nie spyta) to musieliśmy je zabezpieczyć przed chętnymi do pomocy
domorosłymi mechanikami i wrócić taksówką. Oddaliśmy klucz naszemu hotelowemu
kierowcy i biedak w środku nocy pojechał po auto. A miało być całkiem inaczej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz