niedziela, 11 listopada 2012
Nutki
Potrzebuję Was Przyjaciele. Brakuje mi tych momentów, kiedy odkrywasz kawałek muzyczny, który potrafi natchnąć, w który się wsłuchujesz i czerpiesz każdy dźwięk. Kiedy muzyka nie jest tylko w tle, ale wszystko inne przy niej jest tłem. Nie mam czasu, ani dobrego netu, żeby siedzieć, szukać, wybierać perełki. Proszę Was o przesyłanie mi linków, informacji, namiarów. Brakuje mi muzyki...
wtorek, 6 listopada 2012
Się chwalenie
Tydzień temu jechałam na spotkanie z jedną organizacją NGO, która potrzebowała psychologa. Pojechałam się z nimi spotkać, pokazałm swoje CV, byli zainteresowanie, ale nie mają kasy, żeby mi płacić. Powiedzieli, że początkowo tylko jako wolontariusz. Zgodziłam się, bo chciałam zacząć cokolwiek z tą swoją psychologią zrobić. Spakowałam swoje CV i umówiłam się na dzisiaj. Po drodze do domu przejeżdżałam obok New Horizon Special School, szkoły życia, jednej z lepszych w Ghanie, na pewno pierwszej (założonej w 1977 roku). Gdy pracowałam w Mamma Mia codziennie koło niej przejeżdżałam, ale jakoś nigdy nie wstąpiłam, choć sobie zawsze obiecywałam. No ale, że miałam jedno CV z sobą, weszłam, pokazałm się, powiedziałam co robię w Ghanie. Powiedzieli, że oddzwonią. Dzisiaj jechałam na spotkanie do tego NGO. Gdy wracałam znowu przejeżdżałam koło tej szkoły. Przez tydzień nie zadzwonili. Pomyślałam sobie: wstąpię i się zupdateuję. Może zapomnieli, może to typowo ghańskie myślenie, że nic nie na telefon, że trzeba chodzić aż się wychodzi. Więc weszłam, pokazałm się a oni: gratuluję ma Pani tą pracę. Dwa dni w tygodniu (pon i wt) na początek (w inne dni jestem w Hillburi). Nie płacą za dużo, ale od stycznia będziemy renegocjować umowę. Na razie tyle, że na czynsz wystarczy. Zawsze to jakiś początek, a byłam gotowa nawet gdzieś się jako wolontariusz na dwa miesiące załapać, żeby tylko coś robić z psychologią. Więc powoli, powoli się rozkręca. Do celu... bycia wziętym psychologiem ;-)
poniedziałek, 5 listopada 2012
Common Sense
Z tego miejsca chciałam podziękować jednej
osobie. Rodzicielowi płci męskiej. Bo notka jest o moich drogowych przygodach.
Obecnie krową moją przejechałam już 3000 km na ghańskich drogach. Wiem, że to
niewiele, ale tutaj każdy kilometr liczy się za 5. Nie mówię, że jestem
wyśmienitym kierowcą, ale daję rady, w przeciwieństwie do większości kierowców i
taxi i trotro. Codziennie prawie zdarzają się sytuacje takie, że sobie myślę
opiszę to na bloga, będzie hit! Ale potem się wydarza coś, co przebija to i tak
ciągle. Po pierwsze najgorsze jest jak wyłaczą latarnie i jest ciemno, a
większość du**ów jeździ na długich. W takich sytuacjach myślę, że ghańczycy
mają jakieś wspólne nieuświadomione samobójcze instynkty. Najgorsi są
przechodnie, albo nazwijmy ich chodnie. Bo chodzą sobie po drodze jakkolwiek.
Przebiegają przez dwupasmówkę, wlotówkę do Akry, gdzie każdy ma na liczniku
powyżej 100. Matki z małymi dziećmi, starsze osoby. Gadałam o tym z kimś i mi
mówi „bo przedzielili wioskę na pół czteropasmówką a Ci ludzie od wieków chodzą
z jednego końca wioski na drugi i cały czas będą bo tak są przyzwyczajeni,
nawet jak muszą przebiegać przez drogę szybkiego ruchu”. Tylko w Afryce takie
rzeczy! Poza tym, jak jedziesz za taksówką, zawsze, ale to zawsze musisz uważać
bo kierowca może stanąć nagle na środku drogi, żeby zabrać lub wysadzić
klienta. Już kilka razy prawie zaparkowałam w tyle jakiegoś rzęcha. Jak
jedziesz w nocy jakąkolwiek drogą zawsze! uważaj bo może na środku drogi stać
rozkraczony, nieoświetlony zepsuty truck lub trotro. Za pierwszym razem nieźle
się wystraszyłam, potem mnie to już nie dziwiło. Ale najśmieszniejsze i najbardziej
ghańskie sytuacje spotkały mnie na „drodze w budowie”. Budują czteropasmówkę, z
dodatkową drogą lokalną po obu stronach (coś jak na odcinku A4 od Kochłowic do
Katowic). Jako, że jest jeszcze „w budowie” nie ma znaków, pasy nie namalowane,
położony tylko asfalt. Na każdej z czterech nitek kierowcy jadą w wszystkich
kierunkach! Wygląda to jakby były cztery równoległe drogi. Każdy sobie sam
wybiera gdzie jedzie. Najlepsze sceny dzieją się jednak jak dojeżdżamy do
skrzyżowania, nagle te cztery drogi muszą przejechać przez malusieńskie
skrzyżowanie, gdzie z obu boków też dwa pasy aut. Żeby było śmieszniej
większość kierowców wcześniej nie
pomyślała, że jak będę skręcać w prawo to pojadę nitką najbardziej po prawej,
nie jadę tą z lewej i będę się przeciskał przez cztery pasy aut potem. Kilka
razy widziałam (i raz nawet była w środku) sytuacji, gdzie auta się nawzajem na
skrzyżowaniu poblokowały i nie szło się ruszyć. Wielki truck wjechał na środek
chcąc skręcić w lewo, zablokował mnie a ja zablokowałam auto, które zablokowało
trucka. Pamiętam, śmiałam się wtedy głośno. Co ciekawe te skrzyżowanie jest z
ruchem kierowanym, ale panowie oficerowie sobie machają, kierowcy swoje i mam
wrażenie, że jakieś ciemne siły swoje. Common sense! Tego większości brakuje...
Po tych czterech miesiącach doświadczenia na ghańskich drogach chyba żadna
trasa, centrum miasta i cokolwiek innego w Polsce mi nie straszne. Bo w korkach
zaczynam jeździć tak jak oni. Tzn. wcześniej stałam jak frajer na swoim pasie a
inni pasem obok do przodu i się wciskali. Teraz już nie jestem frajerem. Sztukę
wciskania, przepychania i wymuszania pierwszeństwa opanowałam do perfekcji. I
to moją krową. Więc jestem z siebie dumna. Dziękuję tato...
Subskrybuj:
Posty (Atom)