Harmatan sobie przychodzi i
odchodzi. Jeden dzień wilgotność 100%, następnego dnia 0%. Dzisiaj mamy opcje
numer dwa. Od rana jest rześko. W zeszłym tygodniu popadało trochę w Akrze, od
razu zieleniej się zrobiło.
Chyba się za szybko
wszystkim pochwaliłam. Szkoła New Horizon się jednak na mnie wypieła,
powiedzieli, że środków w budżecie nie mają na mnie. Szkoda, bo cieszyłam się,
że tam będę pracować. Ale kombinuję cały czas jak koń pod górkę, żeby się o coś
zaczepić. Kilka ewentualnych miejsc odwiedziłam, trochę swoich pomysłów mam.
Zobaczymy. Najgorsze, że ten rok okresu próbnego mi musi zacząć lecieć, a póki
nie mam zatrudnienia się nie liczy. Jest jeden pomysł na to, żeby to obejść,
ale cicho! Bo znowu z tego nic nie będzie.
Klaryska mówi coraz więcej.
Na razie tylko my ją rozumiemy, ale ważne że w końcu się pojawiło coś więcej
niż u krecika. Rozumie lepiej po angielsku niż po polsku, i zaczyna mówić też
po angielsku (choć zwierzątka mamy opanowane po polsku). Mamy już one, two,
three (na razie mechaniczne ale jest) mamy już up and down (już nie
mechaniczne) i tank (co jest dziękuję), mamy ciocię, krecika i do repertuaru komunikacyjnego
dochodzi nam „miśkowa mina” czyli wyraz twarzy mówiący, że czas na Haribo. Mała
już kredkuje (bo nie jest to jeszcze kolorowanie), co bardzo ludzi. Lubi
jeździc na rowerku i bawić się piłką, całować misiaki wszystkie po kolei i
kazac nam też je przytulać. Kochany mały człowieczek już nam tutaj się hoduje. Problem mamy tylko z jedzeniem, bo Klara
uznaje tylko ryż i ewentualnie makaron, o warzywach nie chce słyszeć a mięso o
ile jest to jakiś sos do ryżu bądź makaronu. Z warzyw to tylko ziemniaki i
tylko jako frytki, czyli mało zdrowe to jest. Ostatnio zaczęła podjadać kredę
co jest o tyle dziwne, że dwie butle mleka, rano i wieczorem obowiązkowo
dostaje.
Caly czas szukam pomysłu na
biznes. Miało byc importowanie kutrów rybackich do Ghany, ale facet się na
razie wycofał, bo wybory nie po jego myśli, nie ta opcja wygrała więc nici z
biznesu (Ghana!!). Miały być łuski kawowe, ale rynek opanowany przez Polaków
totalnie, całe statki tego stąd wypływają, bo w UE się do tego dopłatę dostaje
bo to biodegradowalne jest. Obecnie jest na tapecie wódka „gorzka żołądkowa”,
ale średnio widzę ten biznes, bo ten zapalony na razie ma kłopoty finansowe.
Gdybym ja miała teraz jakąś kasę do inwestycji, to bym ściągnęła w miarę dobre,
używane auta z Europy i bym je zrobiła taksówkami (system jest taki, że ty
jesteś właścicielem taksówki, dajesz ją komuś na użytkowanie i on co miesiąc
musi Ci dawać powiedzmy 500-600 cedis). Tylko skąd wziąść zwisające 30.000zł?
Mam tyle pomysłów na biznes, tylko kasy potrzebuję :D:D:D
A poza tym to coraz bardziej
się przekonuję, że Akra to jedna wielka wioska. W sensie tu wszyscy, wszystkich
znają. Powyżej pewnej linii, nazwijmy to dobrobytu, każdy zna każdego (bo to
pewne pokolenie, co się w jednej szkole kształciło, mieszkało na jednym osiedlu
a wszyscy inni byli z nimi jakoś związani – nauczyciele, partnezry biznesowi
rodziców, znajomości przez znajomych). I juz się nie dziwię, że się dowiaduję,
że ta właścicielka tej prywatnej szkoły do której zaniosłam CV to koleżanka z
klasy mojej szefowej, siostra tej co ma ten sklep i przyjaciółka tej
wice-dyrektor z tej szkoły, bo od niej dom wynajmowała. I wszędzie tak samo. Ten
zna tego, z tym chodził do klasy, tego ma za sąsiada etc. Trochę to męczące i
średnio mi się podoba, bo czuję, że to taka ściana, takie kolesiostwo i nowej
osobie trudno się gdzieś wbić, gdzieś zaczepić, bo wszystko jest obstawione
przez krewnych i znajomych królika. I kierunek Anglia w tej chwili coraz
bardziej prawdopodobny... Tym bardziej, że kuzyn ma całkiem fajny pomysł na
biznes... ja chyba miałam ekonomik skończyć a nie psychologię...