Noc. 9:34 czyli u Lambonów prawie jak noc. John ma praktyki od trzech
tygodni i biedak wstaje przed 5:00 rano, a Klara ma nowy plan dnia według
którego o 20:00 jest w łóżku. Plan dnia został wprowadzony po tym, jak mnie już
denerwowało to jej niepoukładanie, a wiadomo, jak dziecko niepoukładane to wina
rodziców. Klara ma trzech opiekunów, z których każdy ma swoje teorie i z
najwiekszą troska o dziecko je wprowadza. Dlatego dyplomowana pani psycholog
ustaliła granice, wywiesiła plan na drzwiach kuchni (po uzgodnieniu z mężem
oczywiście) poinformowała opiekunkę o nowych wymaganiach i jest. Dziecko
oczywiście się buntuje, bo od tego ono jest, dodatkowo ten etap rozwoju, gdzie
niebywałą przyjemność i dowartościowanie sprawia Klarze mówienie „nie”, co w
jej przypadku brzmi „noł” z przesłodkim dziubkiem i machaniem ręką. Dzisiaj
przed spaniem urządziła małą szpokę, położyć się nie chciała, koniec końców
tatuś się nad biedactwem ulitował i wziął ją utulić do snu do nas na łóżko. Ale
ok, niech się buntuje, ma prawo i przywilej, jednak teraz główny nacisk jest
kładziony na regularne posiłki i jak przez to przebrniemy to wrócimy do nauki
samodzielnego zasypiania i nie pakowania się rodzicom do łóżka. Bo potem w
kolejce poważny trening czystości. W międzyczasie moje dziecko opanowywuje
trudną sztukę mówienia. Ah! Ciężkie życie dwulatka, tyle wymagań a jeszcze na
dobre życie się nie zaczęło.
Kochane Hefalumpy kupiły już bilet. Już nie potrafię się doczekać. Teraz
ten czas tak szybko minie. Za dwa tygodnie przyjedzie do nas na miesiąc Wendy,
Amerykanka, żona kolegi brata Johna (sic!). Zgodziliśmy się ją przenocować co
by na hotele wydawać nie musieli skoro u nas pokoi pod dostatkiem. Po jednej
rozmowie z ową Wendy na Facebooku oczekuję spotkania niecierpliwie, ale raczej
zadając sobie ptanie „ah którz to kurde jest?”. Obawiam się, że kilka notek z
jej pobytu powstanie, raczej nie ku chwale JUESEJ. Aż się boję...
Moje życie zawodowe to wielka sinusoida. Już coś konkretnego na horyzoncie,
potem wielkie bum i nic. Teraz zobaczymy. Podnieśli nam ceny benzyny i jak nie
dostanę podwyżki w Hillburi (obiecanej, o której teraz szef nagle zapomniał,
nie pamięta :/) będzie ciężko. Powoli robię drugie podejście pod prywatne
diagnozowanie dzieci. Dodatkowo z racji tego, że pracuję w biznesie weselnym
pewna nić na linii Czeladź – Akra powstaje, która ma pomóc dwóm osobom więc
zobaczymy.
W wakacje znowu będzie w Ghanie bardzo Polsko, z jednej osoby bardzo się
cieszę, bo to z nią spędziłam magiczne chwile w Sunyani, które zmieniły moje
życie w pewnym stopniu. Już raz ją z lotniska odbierałam, a teraz będzie znowu
małe Deja Vu. Znowu ją będę odbierała, tym razem z Klarą na wierzchu a nie „w Czesiu”.
A w Hillburi obecnie tropię złodzieja ryżu. Po reakcji szefa kuchni na moje
wyliczenia i ewidentny brak ok. 5 kg ryżu podejrzewam jego udział w tej „zbrodni”.
Jutro będzie szefowa i będzie ciekawie, bo szef kuchni widząc co się święci
trochę mi dupę u niej obrobił (oczywiście bardzo pokolorowaną rzeczywistością)
a ja tak tego nie zostawię. Chryja będzie bo właściciel uczulony na
jakiekolwiek próby kradzieży i wynoszenia rzeczy (miesiąc temu przyłapał ratownika
z basenu jak się marchewką w magazynie częstował i poleciał mu po pensji). Więc
az się cieszę na dzień jutrzejszy. Lubię takie emocje :/
A to co się dzieje obecnie na Adenta (gdzie mieszkam) w trakcie budowania
drogi dwupasmowej przechodzi ludzkie pojęcie i jest nie do opisania. Powiem
tylko, że widząc na tvn24 info, że ktoś tam jechał pod prąd autostradą, w ogóle
mnie nie wzrusza. Mam to na codzień, i oni to robią specjalnie, nie że się
pomylili! Bo ma bliżej do zjazdu, albo wygodniej do domu i wali pod prąd! W
wiosce gdzie jest Hillburi od niedzieli poszukuję jasno niebieskiego pick-upa
(już gadałam z taksówkarzami co by mi go wyśledzili), bo mi idiota z
podporządkowanej wyjechał, na szczęście, gdy odruchowo pdbiłam na pas w
przeciwną stronę nic z na przeciwka nie jechało. Strachu się najadłam, aż
musiałam się zatrzymac i wyjść i ochłonąć a idiota pojechał. Ale jak tylko był
z okolic Aburi znajdę palanta i mu powiem to wszystko co wtedy mi się cisło na
usta. Łącznie z tym, że jak przyjechałam do domu i wyprzytulałam Klarę i sobie
uświadomiłam jak życie jes kruche przez takich palantów to aż mi się
zapłakało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz