No to pierwsza malaria w toku. Niestety
nie moja. Wczoraj wieczorem Mała dostała gorączki. Nie badaliśmy jej krwi, nie
braliśmy ja do laboratorium ani kliniki tylko zgodnie z zasadą każdą goroczkę w
tropikach traktuj jak malarie leczymy ją sami. Zasięgnęliśmy opinii
doświadczonych osób, zakupiliśmy leki i walczymy. Gorączka czasami wysoka
(przed chwilą było 40 stC), ale nurofen, zimne okłady i wiadro zimnej wody na
okrągło, więc zbijamy, dzielnie zbijamy. Na szczęscie Mała apetytu za bardzo
nie straciła, pije wodę no i leki malaryczne przyjmuje dodupnie, dzięki czemu
omijamy żołądek, bo moim najgorszym doświadczeniem z przechodzenia malarii był
właśnie rozwalony żołądek po lekach. Taki jej i nasz chrzest bojowy. No, ale
wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. Trzy miesiące dawała dzielnie odpór. Teraz
dwa urwisy śpią. Niech się wyśpi, wypocznie, będzie silniejsza w walce z
Plasmodium miejmy nadzieje, że nie falaciparum.
Miałam tyle innych rzeczy napisać, ale
jakoś tak malaria przebija wszystko, więc inne rzeczy będą innym razem. Dam
znać jak już będzie po wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz