czwartek, 18 kwietnia 2013

multi


Zmiany, zmiany, zmiany... Wygląda na to, że posty na blogu pojwiają się tylko, kiedy u lambonów zmiany. Chociaż i tak chyba tego nikt nie czyta i to bardziej sama dla siebie piszę.
Jestem coraz bliżej połaczenia mózg-blog, bo odkryłam w komórce swojej facebooka i teraz moge cyknąć zdjęcie i od razu wstawić na „fejsbuczka”. Kilka fotek kochanej mej już się tam pojawiło. Więc pewnie tam częściej niż tutaj będzie whatsapp...
Poza tym, na linii zawodowej znowu zmiany. Udało mi się załapać do pracy w szkole. Szkoła „inclusiv”, czyli mają dzieci „w normie” jak i z wszelkimi zaburzeniami i niepełnosprawnościami. Będę tam na razie jeden dzień w tygodniu, ale może od września jak bedą fundusze dostanę kontrakt, choćby pół etatu, żeby mieć finansowo zabezpieczone też wakacje i wtedy będę mogła zapomnieć o przygodzie w restauracji. Dodatkowo, w jednej z lepszych szkół w Akrze udało mi się załapać „umowy-zlecenia” i diagnozuję im dzieci z trudnościami w nauce. Rodzice płacą dużo za taką diagnozę. Dlatego staram się obecnie o zakupienie swojej wersji angielskiej Wechslera. Udało mi się w międzyczasie zarejestrować w czymś co jest odpowiednikiem Towarzystwa Psychologicznego i mogę oficjalnie działać w Ghanie jako psycholog. Teraz staram się o pozwolenie o pracę. Trochę to kosztuje, ale trzeba papiery w końcu wyprostować.
Komputer nam się popsuł. To znaczy padł twardy dysk. Trzeba było pożyczyć coś, postawić system na nowo, ale jeszcze cały czas nie wiem, czy ten stary dysk padł już tak na umarto, czy jednak uda nam się skopiować dane na niego. Rodzice juz powoli z odsieczą przybywają. Juz za dwa miesiące i trochę. Przyjadą z prodiżem, patelniami, ubrankami do Klary, i innymi niezbednymi narzedziami jak naprzykład z kawiarką.
Auto nam się już tak często nie psuje. Teraz tylko od czasu do czasu idzie na przegląd ale wszystko pod skrzydłami szefa więc jest ok.
A najważniejsze... Moje Młode skończyło lat 2. Poświętowaliśmy, babcia zza płotu przyszła z dziadkiem, koleżnaki Klary, tort był super, a następnego dnia pojechaliśmy rodzinką świętować. Były gokarty (to dla tatusia), obiad na plaży (dla mamusi) i Accra Mall, gdzie wybieraliśmy ubranka dla Klary (znowu dla tatusia). Piękny dzień to był. Mała coraz więcej mówi, ale słowa po angielsku z niej wychodzą, choć po polsku rozumie.
Aha... między notką ostatnią a teraźniejszą mieliśmy gościa z USA, ale pozwólcie, że spuszczę zasłonę milczenia. Przetrwaliśmy, choć bez szkód się nie odbyło. Chyba na takie dziwne układy juz nie pójdę, żeby goscić w domu przez miesiąc obcą osobę nawet nie za dziękuję. Ale jak ona mogła na chama z nami mieszkać, to teraz ja ją poproszę o tusze do drukarki i też jej nie zapłacę. Będziemy kwita... Ah!