wtorek, 11 grudnia 2012

Shopping Mall

W galerii pojawiły się sukienki, jakie Klara dostała na Mikołaja (modelka mało współpracująca była, ale widać je ładnie). Pojawiły się pewne pytania i oto rozwiewam wątpliwości: tak, mogę takie wysłać do Polski. W różnych rozmiarach (dla dorosłych, bluzeczki, spódnice etc.). Wszystko, co tylko Wam się zamarzy, bo krawców tutaj jak mrówków. Na razie sposobem jak najprostszym. Proszę podać mi rozmiar jaki Was by interesował (najlepiej w centymetrach, długość sukienki) i ewentualny kolor i krój (tak pi razy oko). Ja się wybiorę do sklepu, zrobię zdjęcia tego co mają w interesujacych nas dziedzinach, delikwent dany wybierze sobie z zdjęcia sukienkę i powędruje ona do Polski. Koszt 30zł plus 10zł przesyłka. Na przesyłke trzeba czekać z dwa tygodnie. Proszę pisać na e-maila martysiatko@gmail.com 
Zapraszam do Lambon Mall ;P

czwartek, 6 grudnia 2012

Broke


Wiem, dużo obiecywałam, ale to nie takie proste, żeby usiąść i przelać to wszystko na komputer co w mojej głowie siedzi. A poza tym taka jakoś ostatnio zajęta. Jeszcze auta swojego nie mam i do pracy jeżdżę z Michaelem, general managerem Hillburi a on zawsze wcześniej jeździ niż ja mogłabym więc i ranki mi teraz odpadają na ogarnięcie się. No właśnie, nie mam auta, ale w końcu trafił w dobre ręcę (mam nadzieję). Mój szef widząc moją udrękę z mechanikami wziął mi auto do siebie, i jego kierowca, który jest też mechanikiem pracuje nad nim. Już mi zmienili skrzynię biegów, bo się jej wypadło. Jeszcze mam nadzieję, że szefo pomoże w rachunkach, a najlepiej jakby mi prezent na gwiazdkę zrobił. Bo to taki dziwny kraj, że ogrodnik/security/porządkowy przy domu to standard a wyjście do kina do luksus. Miesięczna wypłata dla owego chłopca to właśnie jedno wyjście do kina w dwie osoby.
W sumie dobrze, że listopad już się skończył. Mam nadzieje, że grudzień będzie lepszy. W listopadzie zepsuła mi się lodówka, telefon, komputer, samochód i moje kochane dziecko weszło mi w mrowisko i miało około 100 ugryzień na nogach. Aż się dziwili tutaj, że szoku nie dostała po takiej dawce, ale Mała silna po mamusi.
Dzisiaj Mikołaj, będziemy mieć połączenie na Skypie na żywo z tym, który przyjdzie odwiedzić Zuzkę. Ale szafa prezentów, już zapakowanych czeka na mojego Skarba. Ponoć zrozumiałaby jakby nie dostała prezentów, bo było by nam lżej do wypłaty. Ale nie sądzę. Dziecko nie rozumie, muszą być prezenty i koniec. Wózeczek, sukieneczki, żelki.
A jutro w Ghanie wybory. Dobrze, że to szaleństwo już powoli się kończy bo od miesiąca tylko o tym wszędzie mówią. Bo jak juz pisałam to taki dziwny kraj, w którym socjaliści idą do wyborów z hasłem „lepszy klimat dla biznesu” a Ci z prawej strony „darmowa edukacja na poziomie średnim dla wszystkich”. Tak, politycy są wszędzie tacy sami. Dla władzy zrobią wszystko. Od dwóch tygodni wszyscy apelują o spokój. Bo choć Ghana jest demokratyczna i nikt tu nie przewiduje „scenariusza afrykańskiego” czyli jakiegos kryzysu bezpieczeństwa po wyborach to ludzie są tak emocjonalnie do tego nastawieni, że mogą byc małe „potyczki” przy posterunkach policji (które pełnią funkcję lokali wyborczych). Jedna partia nawołuje (rządząca), żeby zaraz po oddaniu głosu udać się do do domu i tam czekać na rozwój wydarzeń, druga (która stara się o władzę), żeby czuwać przy posterunku i zgłaszać nieprawidłowości. Z innych ciekawych około-wyborczych spraw. Jedna z partii w trochę bardziej odległych terenach od stolicy zarejestrowała małe dzieci do głosowania. Jako, że jeszcze ciężko w Ghanie z jakimiś „stałymi” dokumentami, każdy sobie może podać datę urodzenia jaką chce, wzięli 12-16 latków i zarejestrowali ich jako pełnoletnich w komisjach wyborczych. Dziennikarze to wyniuchali (tak dziennikarze też są wszędzie tacy sami) i zrobiła się sprawa. Pokazywali zdjęcia tych dzieciaków. Niezły przekręt. Pod koniec grudnia będzie prawodpodobnie druga tura, z dwoma kandydatami z największych parti (NDC i NPP). Ale w pierwszej turze mamy cały przekrój kandydatów. I na dowód, że politycy... tak, tak... są wszędzie tacy sami, mamy kogoś bardzo ciekawego, takie połączenie Tymińskiego, Leppera, Korwina-Mikkiego z Palikotem. Jest śmiesznie. Nawet stworzyli czasownik z jego nazwiska – to ayarigate – znaczy rozbawiać ludzi, przynosić im radość (wg samego Ayariga’i), robić z siebie głupka nie wiedząc o tym (wg większości Ghańczyków).
Wybory, Mikołaj, grudzień o czym to ja jeszcze miałam? Wczoraj Hillburi przystroiliśmy świątecznie. Spytali się mnie, czy czuję święta. Niestety, póki nie ma -5st i śniegu świąt nie poczuję. W tym roku będę całe święta pracować. Głupio. Fajnie się pracowało w szkole. Muszę tutaj też jakąś fuchę załapać. Chociaż tu szkoły pracuję od 8:00 do 16:00. Już chyba nigdy nie będę miała takiego planu jak w szkole na Wirku. Od 8:00 do 10:00. Przesada!! I niech mi ktróryś z polskich nauczycieli jeszcze zacznie narzekać!!
Coś jeszcze miałam napisać... ale już nie pamiętam. Aha! W Akrze od soboty będzie pierwsze EVER lodowisko w Zachodniej Afryce. Otwarte będzie miesiąc i się wybieramy! Mam nadzieję, że John bez pingwina sobie poradzi. 
A jutro idę na proszony obiad do Grażyny (od której wynajmuję dom). Bedą inne Polki (dziewczyny z Osu) i będzie polsko.

niedziela, 11 listopada 2012

Nutki

Potrzebuję Was Przyjaciele. Brakuje mi tych momentów, kiedy odkrywasz kawałek muzyczny, który potrafi natchnąć, w który się wsłuchujesz i czerpiesz każdy dźwięk. Kiedy muzyka nie jest tylko w tle, ale wszystko inne przy niej jest tłem. Nie mam czasu, ani dobrego netu, żeby siedzieć, szukać, wybierać perełki. Proszę Was o przesyłanie mi linków, informacji, namiarów. Brakuje mi muzyki...

wtorek, 6 listopada 2012

Memories

No i udało się! Galeria zaktualizowana! Klara rules

Się chwalenie

Tydzień temu jechałam na spotkanie z jedną organizacją NGO, która potrzebowała psychologa. Pojechałam się z nimi spotkać, pokazałm swoje CV, byli zainteresowanie, ale nie mają kasy, żeby mi płacić. Powiedzieli, że początkowo tylko jako wolontariusz. Zgodziłam się, bo chciałam zacząć cokolwiek z tą swoją psychologią zrobić. Spakowałam swoje CV i umówiłam się na dzisiaj. Po drodze do domu przejeżdżałam obok New Horizon Special School, szkoły życia, jednej z lepszych w Ghanie, na pewno pierwszej (założonej w 1977 roku). Gdy pracowałam w Mamma Mia codziennie koło niej przejeżdżałam, ale jakoś nigdy nie wstąpiłam, choć sobie zawsze obiecywałam. No ale, że miałam jedno CV z sobą, weszłam, pokazałm się, powiedziałam co robię w Ghanie. Powiedzieli, że oddzwonią. Dzisiaj jechałam na spotkanie do tego NGO. Gdy wracałam znowu przejeżdżałam koło tej szkoły. Przez tydzień nie zadzwonili. Pomyślałam sobie: wstąpię i się zupdateuję. Może zapomnieli, może to typowo ghańskie myślenie, że nic nie na telefon, że trzeba chodzić aż się wychodzi. Więc weszłam, pokazałm się a oni: gratuluję ma Pani tą pracę. Dwa dni w tygodniu (pon i wt) na początek (w inne dni jestem w Hillburi). Nie płacą za dużo, ale od stycznia  będziemy renegocjować umowę. Na razie tyle, że na czynsz wystarczy. Zawsze to jakiś początek, a byłam gotowa nawet gdzieś się jako wolontariusz na dwa miesiące załapać, żeby tylko coś robić z psychologią. Więc powoli, powoli się rozkręca. Do celu... bycia wziętym psychologiem ;-)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Common Sense


Z tego miejsca chciałam podziękować jednej osobie. Rodzicielowi płci męskiej. Bo notka jest o moich drogowych przygodach. Obecnie krową moją przejechałam już 3000 km na ghańskich drogach. Wiem, że to niewiele, ale tutaj każdy kilometr liczy się za 5. Nie mówię, że jestem wyśmienitym kierowcą, ale daję rady, w przeciwieństwie do większości kierowców i taxi i trotro. Codziennie prawie zdarzają się sytuacje takie, że sobie myślę opiszę to na bloga, będzie hit! Ale potem się wydarza coś, co przebija to i tak ciągle. Po pierwsze najgorsze jest jak wyłaczą latarnie i jest ciemno, a większość du**ów jeździ na długich. W takich sytuacjach myślę, że ghańczycy mają jakieś wspólne nieuświadomione samobójcze instynkty. Najgorsi są przechodnie, albo nazwijmy ich chodnie. Bo chodzą sobie po drodze jakkolwiek. Przebiegają przez dwupasmówkę, wlotówkę do Akry, gdzie każdy ma na liczniku powyżej 100. Matki z małymi dziećmi, starsze osoby. Gadałam o tym z kimś i mi mówi „bo przedzielili wioskę na pół czteropasmówką a Ci ludzie od wieków chodzą z jednego końca wioski na drugi i cały czas będą bo tak są przyzwyczajeni, nawet jak muszą przebiegać przez drogę szybkiego ruchu”. Tylko w Afryce takie rzeczy! Poza tym, jak jedziesz za taksówką, zawsze, ale to zawsze musisz uważać bo kierowca może stanąć nagle na środku drogi, żeby zabrać lub wysadzić klienta. Już kilka razy prawie zaparkowałam w tyle jakiegoś rzęcha. Jak jedziesz w nocy jakąkolwiek drogą zawsze! uważaj bo może na środku drogi stać rozkraczony, nieoświetlony zepsuty truck lub trotro. Za pierwszym razem nieźle się wystraszyłam, potem mnie to już nie dziwiło. Ale najśmieszniejsze i najbardziej ghańskie sytuacje spotkały mnie na „drodze w budowie”. Budują czteropasmówkę, z dodatkową drogą lokalną po obu stronach (coś jak na odcinku A4 od Kochłowic do Katowic). Jako, że jest jeszcze „w budowie” nie ma znaków, pasy nie namalowane, położony tylko asfalt. Na każdej z czterech nitek kierowcy jadą w wszystkich kierunkach! Wygląda to jakby były cztery równoległe drogi. Każdy sobie sam wybiera gdzie jedzie. Najlepsze sceny dzieją się jednak jak dojeżdżamy do skrzyżowania, nagle te cztery drogi muszą przejechać przez malusieńskie skrzyżowanie, gdzie z obu boków też dwa pasy aut. Żeby było śmieszniej większość kierowców wcześniej  nie pomyślała, że jak będę skręcać w prawo to pojadę nitką najbardziej po prawej, nie jadę tą z lewej i będę się przeciskał przez cztery pasy aut potem. Kilka razy widziałam (i raz nawet była w środku) sytuacji, gdzie auta się nawzajem na skrzyżowaniu poblokowały i nie szło się ruszyć. Wielki truck wjechał na środek chcąc skręcić w lewo, zablokował mnie a ja zablokowałam auto, które zablokowało trucka. Pamiętam, śmiałam się wtedy głośno. Co ciekawe te skrzyżowanie jest z ruchem kierowanym, ale panowie oficerowie sobie machają, kierowcy swoje i mam wrażenie, że jakieś ciemne siły swoje. Common sense! Tego większości brakuje... Po tych czterech miesiącach doświadczenia na ghańskich drogach chyba żadna trasa, centrum miasta i cokolwiek innego w Polsce mi nie straszne. Bo w korkach zaczynam jeździć tak jak oni. Tzn. wcześniej stałam jak frajer na swoim pasie a inni pasem obok do przodu i się wciskali. Teraz już nie jestem frajerem. Sztukę wciskania, przepychania i wymuszania pierwszeństwa opanowałam do perfekcji. I to moją krową. Więc jestem z siebie dumna. Dziękuję tato...

środa, 31 października 2012

Do not ship horizontaly


Obiecałam, że będzie regularnie to jest. Z drugiej obietnicy się też kiedyś wywiąże, ale doba ma tylko 24 godziny niestety. Właśnie jak piszę te słowa Klara demonstruje swoje niezadowolenie. Od czterech dni nasz rytm wieczorny wygląda tak: kąpiel, spa, buziak tatusiowy, mleczko, buziak mamusiowy i tu najtrudniejsza część czyli zasypianie samemu w łóżku. Pierwsze trzy dni poszły gładko, ale dzisiaj Mała protestuje. Jednak sukcesem jest to, że nie wychodzi z łóżka. Czyli wie, gdzie jej miejsce...
Drugim sukcesem Klary jest opanowanie rowerku biegowego. Co prawda jeszcze na nim nie jeździ, ale chodzi, no ale ma już równowagę i nie trzeba jej trzymać za tyły. Zdolna po mamusi.
A co u nas. Kupiliśmy sobie lodówkę. Tą co odziedziczyliśmy po właścicielach strzelił przysłowiowy piorun. Pewnie gaz wyciekł czy cuś, ale że lodówka podchodzi pod 40-stkę (w sensie lat) kupiliśmy malutką, nową LG. (przerwa... nie wytrzymałam i poszłam się poprzytulać, teraz już zasypia) Pewnie jednym z powodów zepsucia się starej lodówki jest obecny w Ghanie, ciężko doświadczany load schedding. A było to tak. Jednym z głównych źródeł energii w Ghanie jest gaz ziemny z Nigerii. Rura biegnie oceanem z Nigerii wzdłuż całej Afryki Zachodniej. Dwa miesiące temu na wysokości Togo statek ?!?! (chyba U-boot!!) rurę uszkodził i Ghana została pozbawiona głównego źródła energii. Została tylko elektrownia wodna w Akosombo. Więc dzielą nam prąd. A że to Ghana to nigdy nie wiadomo kiedy wyłączą i na jak długo. Więc lodówka się odmrażała, zamrażała, odmrażała i tak w kółko. Ja też bym się obraziła i przestała pracować. No ale teraz mamy coś nowego, bardziej odpornego. No i load schedding ma się skończyć za dwa tygodnie (tak wczoraj prezydent w telewizju mówił, bo rura już naprwiona, teraz ją osuszają i wkrótce wróci dostawa gazu. Oczywiście przy okazji powiedział, że już w przyszłym roku zaczną wykorzystwać swój gaz, którego mają nie mniej niż Nigeria, żeby być niezależnym. Powiedział jeszcze kilka innych fajnych rzeczy, no ale za miesiąc w Ghanie wybory więc w takich chwilach dużo się mówi. Ale o wyborach, polityce kiedyś indziej bo to ciekawy temat na dłuższą notkę. A jeszcze na dłuższą notkę jest cała historia jak biała się uprała, żeby jej nie kłaść lodówki tylko ma być transportowana na stojąco i jak nawet mój mąż myślał, że wydziwiam i mam jakieś tam europejskie przyzwyczajenia, a tu jest Ghana, tu wszystkie lodówki się wciska gdziekolwiek i jakkolwiek transportuje. Ale ja się jednak uparłam, wynajełam auto i lodówka ładnie na stojąco przetransportowana. Takie białe fanaberie...
A u mnie zawodowo? Zadowolona z Hillburi, fajne miejsce, fajna praca i o ile z Ave Maria chciałam odejść po tygodniu, w Mamma Mia od początku myślałam o zmianie o tyle o Hillburi myślę sobie, że za rok, czy nawet za dwa widzę tam siebie. Fajne miejsce, fajni ludzie, w porządku właściciele. Nawet jak inne fajne rzeczy co mam trochę nagrane i jak wypalą to będzie fajnie (cały czas mam w planach być wziętym psychologiem dziecięcym, tylko trzeba się porządnie przygotować by to miało ręce i nogi, a na razie nie mam języka więc się uczę... p.Małgosia zaprowadziła mnie do antykwariatu, gdzie znalazłam Zimbardo po angielsku więc siedzę i przeglądam i tłumaczę sobie w głowie swoją wiedzę)... no więc jak te inne fajne rzeczy, co jak wypalą to Wam napiszę to i tak na kilka godzin chętnie w Hillburi popracuję. A teraz idę spać, bo pewnie rano obudzi mnie mój stworek potworek....

wtorek, 23 października 2012

Preasure



Od rana dzisiaj podenerwowana na maxa. Mam nauczkę na przyszłość. Wczoraj oddałam auto zaprzyjaźnionym, ale jak się okazało złodziejom, do naprawy. Mieli wymienić jedną świecę, słownie jedną. Na szczęście mnie tknęło i sprawdziłam sobie stan licznika. Rano samochód pojechał. Po południu ciągle nie gotowy bo coś tam, coś tam. Wieczorem źle się czułam, przyjechały dziewczyny i zapomniałam, że mieli go przywieźć. Nie chciałam już chodzić, dzownić, stwierdziłam, że rano go wezmę, wszak stoi 100 m od mojej bramy. Rano tam idę a samochód w rozsypce. Cała deska rozdzielcza widać, że była wyciągana, kolumna kierownicy (obudowa) poprzesuwana tak, że kluczyk w stacyjce cieżko przkręcić bo haczy no i co najgorsze rozwalone sprzęgło. Ja patrzę na licznik a tam ponad 150 km nabitych. Nieźle się wkurzyłam. Pewnie ciołki wczoraj moim autem trochę pojeździli, ale się skapli, że sprawdziłam stan licznika, więc chcieli go przekręcić (stąd powyciągana deska rozdzielcza). A że sobie rajdy porobili to i sprzęgło spieprzyli, bo w Krowie sprzęgło delikatne i trzeba mieć wrażliwą nóżkę do niego. Więc ja do nich, że jak to, że to nie fair, a oni mi, że licznik się pewnie przesunął jak on chciał coś zobaczyć za deską rozdzielczą, ja się go pytam czego on tam szukał,  on, że wszystkie kontrolki mi się nie świecą i on chciał żebym ja była szczęśliwa i chciał to naprawić. Silnik dalej zapala za trzecim bądź czwartym razem więc świec nie wymienili, no a to nieszczęsne sprzęgło muszą naprawić na swój koszt do godziny 10:00 jutra rana i im zapowiedziałam, że przyjdę z swoim mechanikiem i on te auto od nich odbierze, żebym mi tam żadnego świństwa nie wsadzili po taniu. Taka zła na nich jestem, że aż chce się przeklinać. A świece wymieniane były dwa miesiące temu, więc pewnie około tygodnia temu jak zmieniali alternator, zamienili mi na stare, żebym szybko do nich wróciła. Już nic, absolutnie nic u nich nie zrobię. Tylko teraz muszę znaleźć innego mechanika. A to problem znaleźć kogoś uczciwego.
A tak poza tym... Zmieniłam pracę. Po raz drugi i mam nadzieję ostatni. Teraz pracuję w Hillburi (www.hillburi.com), jako można by powiedzieć supervisor pracowników. Zmieniłam pracę bo raz, że w Mamma Mia godziny pracy były okropne i z mężem moim widziałam się bardzo żadko, a dwa że szef mój miał pretensje, że stawiam rodzinę na pierwszym miejscu a nie jego biznes jak Klara była chora. Długa historia, potrzebowałam dnia wolnego, a on mi mówi, że on rozumie, że rodzina jest ważna, ale co z jego biznesem. Po tym pytaniu stwierdziłam, że muszę znaleźć szefa o podobnych wartościach do moich. Długo to nie trwało, bo po dwóch dniach miałam spotkanie z Patrickiem, właścicielem Hillburi. Do zmiany pracy nakłoiły mnie też pewne perspektywy, które mi się w Ghanie otwierają. Co prawda muszę jeszcze chwilę poczekać, potrenować język, ale psychologów jest tu mało i są baaardzo rozchwytywani. Już miałam dwójkę dzieci do przebadania, ale nie mam angielskich narzędzi i mój język jest jeszcze zbyt mało profesjonalny, ale właśnie szukam kogoś, u kogo mogłabym powolontariować jakieś dwa miesiące, zebrać narzędzia, podszkolić język i mam w planach być wziętym psychologiem dziecięcym. Najlepsze to, że narazie Hillburi płaci mi 800$, ale pracuję od środy do niedzieli. Ale jakbym potrzebowała więcej dni na bycie psychologiem to oni chętnie za mniejszą kasę będą mnie chcieli tylko od piątku do niedzieli, a jakąś pracę gdzie na koniec miesiąca minimum 500$ dostaję muszę mieć, tak dla pewności. No więc plany się zmieniły. Nie sądziłam jak tu jechałam, że będę robić coś z psychologią, ale jednak ciągnię i tęsknię do zawodu.
Ostatnio tak się zastanawiałam. Jak tu byłam jako wolontariusz to byliśmy w stanie z Paulą przeżyć za 200$ miesięcznie. Co prawda bez żadnych rachunków, ale dużo rzeczy sobie odmawiałyśmy. Teraz jest inaczej, w Ghanie też wszystko podrożało i to podwójnie (np. Jajko z 20 pesewa do 40). Ale też chyba tamten wyjazd miał taki być, choć mogłyśmy sobie na więcej pozwolić (MSZ płacił) to jednak się ograniczałyśmy. Teraz już nie mam takiej potrzeby i zdecydowanie na więcej sobie pozwalamy. Nawet myślimy o kablówce, ale potrzebujemy dekodera bo tutaj drogie.
Obiecuję, że od teraz postaram się być bardziej regularna i wpisy będą się pojawiać co tydzień i że wkrótce pojawi się też galeria, choć dużo zdjęć to nie robimy, ale obiecuję. Przy normalnej pracy lepiej mi sie teraz funkcjonuje i na więcej rzeczy mam czas.

czwartek, 27 września 2012

Feedback part2

Doszły mnie słuchy, że niektórzy nie mogli komentować. Teraz już można (wina ustawień, które już zostały zmienione) więc zachęcam i zapraszam wszystkich do pozostawiania śladów po sobie.

poniedziałek, 24 września 2012

Plasmodium



No to pierwsza malaria w toku. Niestety nie moja. Wczoraj wieczorem Mała dostała gorączki. Nie badaliśmy jej krwi, nie braliśmy ja do laboratorium ani kliniki tylko zgodnie z zasadą każdą goroczkę w tropikach traktuj jak malarie leczymy ją sami. Zasięgnęliśmy opinii doświadczonych osób, zakupiliśmy leki i walczymy. Gorączka czasami wysoka (przed chwilą było 40 stC), ale nurofen, zimne okłady i wiadro zimnej wody na okrągło, więc zbijamy, dzielnie zbijamy. Na szczęscie Mała apetytu za bardzo nie straciła, pije wodę no i leki malaryczne przyjmuje dodupnie, dzięki czemu omijamy żołądek, bo moim najgorszym doświadczeniem z przechodzenia malarii był właśnie rozwalony żołądek po lekach. Taki jej i nasz chrzest bojowy. No, ale wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. Trzy miesiące dawała dzielnie odpór. Teraz dwa urwisy śpią. Niech się wyśpi, wypocznie, będzie silniejsza w walce z Plasmodium miejmy nadzieje, że nie falaciparum.
Miałam tyle innych rzeczy napisać, ale jakoś tak malaria przebija wszystko, więc inne rzeczy będą innym razem. Dam znać jak już będzie po wszystkim.

poniedziałek, 10 września 2012

Angelbert


12:34 AM, poniedziałek 10 wrzesień. Właśnie wróciłam z pracy. Ok, zdąrzyłam już się okąpać i pyknąć jedną buteleczkę wina. Co prawda pykam ją już od tygodnia i w końcu butelka obalona. Po 9 miesiącach ciąży i 5 miesiącach karmienia jakoś tak człowiekowi, a w zasadzie mnie, nie po drodze z żadnym alkoholem, nawet z małą buteleczką wina. Może to ta odpowiedzialność za drugiego, co do dnia 12 kwietnia 2011 roku była mi nie znana, i nagle się pojawiła i już wyprowadzić się nie chce? Bo nawet jak mam okazję wypić „dwa łyczki więcej” to cały czas „a jak Mała będzie mnie potrzebować, coś się stanie i trzeba będzie gdzieś jechać a ja będę pod wpływem?”. Taka to oto odpowiedzialność się przypałętała i już została. Ale te momenty jak Klara przychodzi do łóżka, się wdrapuje, i się przytula i daje buziaczki... Tak zestawiając plusy i minusy to jednak zdecydowanie Klara ma więcej plusów.
Z ilością zmian pracy powoli zbliżam się do niebezpiecznego limitu. Nie wiem gdzie on się znajduje, ale zmiana pracy co miesiąc jest chyba diagnostyczna. Jednak powoli się przymierzam. Co prawda mój boss o niczym nie wie jeszcze, ale za rogiem już się coś czai. Jestem po rozmowie z jednym NGO i czekam co napiszą. Choć jednak odrzucę ich ofertę. Niestety ich motto brzmi „dzieci z wyboru a nie z przypadku” i trochę są bardziej aborcyjni niż nie aborcyjni więc sobie daruję mieszanie się w coś o czym sumienie od początku mnie ostrzega i wzbudza wątpliwości. Ale może poślą moje CV dalej i trafi się coś innego. Ponadto na horyzoncie pojawił się pewien Hiszpan o imieniu Miquel. Jest on biznesmenem siedzącym w budownictwie. Właśnie, z powodu bankrutującej Hiszpani, przenosi swoją firmę do Ghany i poszukuje pracowników. Na budownictwie się nie znam, ale zobaczymy co mi zaproponuje. No i słyszałam, że UNICEF w Ghanie szuka pracowników, więc powoli, powoli coś się ruszyło. Plan na 6 to taki, że na moje urodziny zrobię sobie prezent i zmienię pracę. Bo Mamma Mia zła nie jest, tylko otwarta w głupich godzinach... chociaż boss coraz bardziej nieprzewidywalny, więc zmieńmy go, póki nie jest za późno. Bo ja to chyba nie mogę mieć bossa nad sobą. Jeszcze tak jak w szkole było, że w sumie jakieś prawa obowiązywały było ok, ale w restauracji to jego prywatny folwark i w zasadzie może robić co chce. A ja to chyba się nie nadaję na bycie rządzoną. Niestety, to ja muszę rządzić J
No i krowa cieknie wciąż...

niedziela, 9 września 2012

Drops

Przeczytałam Twój list i jeszcze bardziej sobie uświadomiłam jak brak mi Ciebie. Tak bym chciała być obok Ciebie i być świadkiem tego, jak jesteś mamą. Tęsknię....

piątek, 7 września 2012

Another one


Chyba mam znowu kryzys kulturowy. Wkurza mnie wszystko dookoła. Wkurzaja mnie chciwi ghańczycy, którzy patrzą tylko na mnie jak na skarbonkę. Wkurza mnie ich zorientowanie tylko na kasie. Wkurza mnie ich chamskość na drogach. Dużo rzeczy mnie ostatnio wkurza.

środa, 29 sierpnia 2012

Spoon


Doszły do mnie głosy, że mam więcej pisać bo niektórym się fajnie czyta. Miło. Więc piszę, zobaczymy ile uda mi się naskrobać. Po pierwsze i najważniejsze nie poszłam dzisiaj do pracy. Tak bardzo, bardzo mi się nie chciało, więc zadzwoniłam, że jestem czymś zatruta i posiedziałam w domu. Ale chyba nie powinnam. Dzisiaj jeszcze bardziej poczułam potrzebę spędzania wieczorów z Klarą. Nie szukam pracy na już, ale jak trafi się coś ciekawego w normalnych godzinach pracy biorę ood razu.
Po drugie i najważniejsze kupiłam jakieś przeklęte auto. Cały czas, cały czas coś. Teraz olej z silnika mi kapie. I nie mam pojęcia kiedy uda się to załatać. Zrobię tu chyba fakultet z mechaniki przy nich. Już troszkę o aucie się dowiedziałam. Ah! Gdzież te czasy gdzie śmigałam żółtkiem bez żadnych nawet zmartwień o jakąkolwiek część tego auta. Kochany brat nawet mi je wymył. Teraz jeżdżę brudnym. Nawet moi mechanicy sami zaproponowali, że je umyją. Ale ja chyba lubię takiego brudasa. Taki offroad trochę. Wygląda jak po rajdzie. Ma swój urok ta krowa. Jeszcze jakby się tylko mniej rozkraczała.
Właśnie wkroczyliśmy z Klarą w cudowny okres zainteresowania kremami. Jej ulubione miejsce to półeczka w łazience, otwieranie wszystkich kremów i kremowanie się. To akurat po tatusiu. Więc niech ją myje i sprząta.
Trochę teraz o mojej pracy jeszcze. Mamma Mia to jedna z najpopularniejszych, najchętniej odwiedzanych knajpek w Akrze. Jak się tu wchodzi to ma się poczucie, że się NIE jest w Ghanie. Dużo expatów (tu nazywanych białymi, ale wiadomo, że mieszanka światowa różnokolorowa). Większość z nich na kontraktach lub w sektorze dyplomatycznym się obraca. Całe rodziny tu żyjące. Żyjące w trochę innym świecie. Bo jak mi Sandra powiedziała, że jej siostra ma tyle roboty bo dwójka dzieci (12 i 8 lat) i jeszcze musi przypilnować kucharza, ogrodnika, kierowcę, sprzątaczkę itp. to tylko pokiwałam głową udając zrozumienie. Ludzie ci zarabiają, powiedzmy szczerze, ogromne pieniądze. Widzę to po rachunkach. Regularni klienci, rodzina z czwórką chłopców zostawia dwa razy w tygodniu po 400 cedis (czyli ok. 800 zł). A to tylko jedni z wielu. Ale są to ludzie, co o realiach w Ghanie nie mają pojęcia. Mieszkają w tej swojej białej dzielnicy, wśród sklepów z importowaną żywnością (sery z Francji, wina z całego świata itp.), posyłają dzieci do amerykańskich szkół gdzie czesne jest okropne i ewentualnie w weekendy wyjeżdżają poza Osu na plażę, ale tylko jedna ich interesuje, Labadi, specjalnie dla nich zrobiona. I niektórzy mieszkają już tu po dwa, trzy lata, ale poza Osu i Labadi nosa nie wyściubili.
Napisałabym jeszcze dużo o drogach w Akrze i o tym jak kierowcy tutaj jeżdżą. Ale chyba by mi nocy nie starczyło, żeby to opisać. Po pierwsze jestem z siebie dumna. Wczoraj zepsuł mi się titek i pojechałam bez niego. A to na tych drogach prawie samobójstwo. Używa się go przy wyprzedzaniu, wymijaniu, omijaniu, przejazdu przez skrzyżowania, zmianie pasa i wielu, wielu innych sytuacjach. Kierowcy generalnie są chamscy. Trzeba walczyć o każdy centymetr w korkach i nie przejmować się drobnymi zarysowaniami. A najgorsi są ci ludzie co sobie przebiegają albo co gorsza chodzą po drodze, w nocy, w czrnych ciuchach a z na przeciwka jakiś geniusz na długich jedzie i nic nie widać. Aha, bo to inny temat. Dla nich jazda na krótkich to chyba jak ujma. Taka hańba. Więc walą na długich nie przejmując się że mnie oślepiają (a jak pisałam wyżej auto moje mało myte, więc kurz wżarł się już i w szybę więc generalnie taka mgiełka a co dopiero jak mnie oślepią). No a Ci, i przykro mi, że tak musze napisać, ale bezmyślni przechodzą sobie cimną nocą. Mój refleks uratował już życie kilku. Dlatego choć do pracy jadę w korkach jadę krócej niż w nocy przy pustych drogach. Aha, i jak w nocy wracam to mam trzy bariery policyjne. Taki rodzaj zabezpieczenia miasta. Na rogatkach stoja policjanci. I choć wyglądają groźnie, bo mają jakieś kałasznikowy albo coś podobnego to głównie ślepią latarkami po oczach. A że jestem biała a mój samochód jest stary zawsze jak chcą się czegoś przyczepią. Po niemiłej sytuacji z panem policjantem jak się przyczepił w środku nocy że mi światła z tablicy rejestracyjnej nie świecą (a w czasie rozmowy mineły nas dwa trotra bez świateł tylnich i jedno taxi bez ani jednej żaróweczki, ani jednej) i nalegał, żebym wysiadła z auta, a ja jeszcze rozsądek mam, zamknieta z niego nie wyszła, no to po tej sytuacji mam zawsze w schowku kilka paczek ciasteczek. Jak zaczynają swoją gadkę, to sorki, ale mała łapóweczka i mogę jechać.
I jeszcze Wam dzisiaj napiszę, że co wieczór jak wracam wieczorem a szczególnie jak wjadę już na swoją bujającą drogę myślę sobie o tym wieczorze, kiedy odbiorę Hefalumpów z lotniska i bedziemy wracać do naszego domku i .... i tak sobie tylko myślę o tym momencie...