poniedziałek, 24 września 2012

Plasmodium



No to pierwsza malaria w toku. Niestety nie moja. Wczoraj wieczorem Mała dostała gorączki. Nie badaliśmy jej krwi, nie braliśmy ja do laboratorium ani kliniki tylko zgodnie z zasadą każdą goroczkę w tropikach traktuj jak malarie leczymy ją sami. Zasięgnęliśmy opinii doświadczonych osób, zakupiliśmy leki i walczymy. Gorączka czasami wysoka (przed chwilą było 40 stC), ale nurofen, zimne okłady i wiadro zimnej wody na okrągło, więc zbijamy, dzielnie zbijamy. Na szczęscie Mała apetytu za bardzo nie straciła, pije wodę no i leki malaryczne przyjmuje dodupnie, dzięki czemu omijamy żołądek, bo moim najgorszym doświadczeniem z przechodzenia malarii był właśnie rozwalony żołądek po lekach. Taki jej i nasz chrzest bojowy. No, ale wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. Trzy miesiące dawała dzielnie odpór. Teraz dwa urwisy śpią. Niech się wyśpi, wypocznie, będzie silniejsza w walce z Plasmodium miejmy nadzieje, że nie falaciparum.
Miałam tyle innych rzeczy napisać, ale jakoś tak malaria przebija wszystko, więc inne rzeczy będą innym razem. Dam znać jak już będzie po wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz