poniedziałek, 5 listopada 2012

Common Sense


Z tego miejsca chciałam podziękować jednej osobie. Rodzicielowi płci męskiej. Bo notka jest o moich drogowych przygodach. Obecnie krową moją przejechałam już 3000 km na ghańskich drogach. Wiem, że to niewiele, ale tutaj każdy kilometr liczy się za 5. Nie mówię, że jestem wyśmienitym kierowcą, ale daję rady, w przeciwieństwie do większości kierowców i taxi i trotro. Codziennie prawie zdarzają się sytuacje takie, że sobie myślę opiszę to na bloga, będzie hit! Ale potem się wydarza coś, co przebija to i tak ciągle. Po pierwsze najgorsze jest jak wyłaczą latarnie i jest ciemno, a większość du**ów jeździ na długich. W takich sytuacjach myślę, że ghańczycy mają jakieś wspólne nieuświadomione samobójcze instynkty. Najgorsi są przechodnie, albo nazwijmy ich chodnie. Bo chodzą sobie po drodze jakkolwiek. Przebiegają przez dwupasmówkę, wlotówkę do Akry, gdzie każdy ma na liczniku powyżej 100. Matki z małymi dziećmi, starsze osoby. Gadałam o tym z kimś i mi mówi „bo przedzielili wioskę na pół czteropasmówką a Ci ludzie od wieków chodzą z jednego końca wioski na drugi i cały czas będą bo tak są przyzwyczajeni, nawet jak muszą przebiegać przez drogę szybkiego ruchu”. Tylko w Afryce takie rzeczy! Poza tym, jak jedziesz za taksówką, zawsze, ale to zawsze musisz uważać bo kierowca może stanąć nagle na środku drogi, żeby zabrać lub wysadzić klienta. Już kilka razy prawie zaparkowałam w tyle jakiegoś rzęcha. Jak jedziesz w nocy jakąkolwiek drogą zawsze! uważaj bo może na środku drogi stać rozkraczony, nieoświetlony zepsuty truck lub trotro. Za pierwszym razem nieźle się wystraszyłam, potem mnie to już nie dziwiło. Ale najśmieszniejsze i najbardziej ghańskie sytuacje spotkały mnie na „drodze w budowie”. Budują czteropasmówkę, z dodatkową drogą lokalną po obu stronach (coś jak na odcinku A4 od Kochłowic do Katowic). Jako, że jest jeszcze „w budowie” nie ma znaków, pasy nie namalowane, położony tylko asfalt. Na każdej z czterech nitek kierowcy jadą w wszystkich kierunkach! Wygląda to jakby były cztery równoległe drogi. Każdy sobie sam wybiera gdzie jedzie. Najlepsze sceny dzieją się jednak jak dojeżdżamy do skrzyżowania, nagle te cztery drogi muszą przejechać przez malusieńskie skrzyżowanie, gdzie z obu boków też dwa pasy aut. Żeby było śmieszniej większość kierowców wcześniej  nie pomyślała, że jak będę skręcać w prawo to pojadę nitką najbardziej po prawej, nie jadę tą z lewej i będę się przeciskał przez cztery pasy aut potem. Kilka razy widziałam (i raz nawet była w środku) sytuacji, gdzie auta się nawzajem na skrzyżowaniu poblokowały i nie szło się ruszyć. Wielki truck wjechał na środek chcąc skręcić w lewo, zablokował mnie a ja zablokowałam auto, które zablokowało trucka. Pamiętam, śmiałam się wtedy głośno. Co ciekawe te skrzyżowanie jest z ruchem kierowanym, ale panowie oficerowie sobie machają, kierowcy swoje i mam wrażenie, że jakieś ciemne siły swoje. Common sense! Tego większości brakuje... Po tych czterech miesiącach doświadczenia na ghańskich drogach chyba żadna trasa, centrum miasta i cokolwiek innego w Polsce mi nie straszne. Bo w korkach zaczynam jeździć tak jak oni. Tzn. wcześniej stałam jak frajer na swoim pasie a inni pasem obok do przodu i się wciskali. Teraz już nie jestem frajerem. Sztukę wciskania, przepychania i wymuszania pierwszeństwa opanowałam do perfekcji. I to moją krową. Więc jestem z siebie dumna. Dziękuję tato...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz